Opis
Będą to osobiste opowieści o mistrzach literatury, niecodzienne wspomnienia i anegdoty o Czesławie Miłoszu, Wisławie Szymborskiej i dziesiątkach pisarzy oraz poetów związanych z krakowskim Wydawnictwem Znak. Prawie 500-stronicowy, bogato ilustrowany tom jest subiektywnym zapisem najciekawszych i najjaśniejszych chwil z ponad 25-letniej pracy redaktora Znaku oraz jego prywatnego życia. Noblista Seamus Heaney scharakteryzował go słowami: „Jerzy jest poetą, fanatykiem rock and rolla, synem lat sześćdziesiątych, człowiekiem, który czuje się równie swobodnie w Haight Ashbury, hippisowskiej dzielnicy San Francisco, jak noblowskiej Sali bankietowej w Sztokholmie."
Jerzy Illg (ur. 11 października 1950 w Poznaniu) - doktor nauk humanistycznych, krytyk literacki i wydawca. Od 1983 związany z wydawnictwem "Znak" jako redaktor, a od 1992 jego redaktor naczelny. W latach 1974 - 1983 pracownik naukowy na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego. Usunięty stamtąd z przyczyn politycznych po wprowadzeniu stanu wojennego, publikował w wydawnictwach emigracyjnych oraz drugiego obiegu. W latach 1990-1997 redagował również pismo społeczno-literackie NaGłos.
„Jego wspomnienia pokazują, że książki mogą być najważniejszą, najbardziej pasjonującą sprawą na świecie” – pisze w nocie wydawca. Pasja pracy nad książkami jest u Illga tak wielka, że pod jej wrażeniem Czesław Miłosz powiedział kiedyś: „Panie Jerzy, zazdroszczę panu pańskiej pracy”. Sam Illg przekonuje jednak na kartach wspomnień, że jeszcze ważniejsze są przyjaźnie. To właśnie przyjaźniom i mniej lub bardziej zażyłym znajomościom z literatami jest poświęcony Mój Znak Illga, który – jak sam przyznaje – pisał wedle przykazania jednego ze swoich mistrzów, Wiesława Myśliwskiego: „Pisz własną opowieść, z twojej osobistej perspektywy. Nie opowiadaj historii Znaku – te napiszą inni”.
Autor podkreśla, ze należy do pokolenia, któremu dane było obcować z wielkimi postaciami literatury, podobnie jak pokoleniu Mickiewicza czy Słowackiego. Utrwalanie tych chwil, tych spotkań, rozmów jest jakimś obowiązkiem, swoistą spłatą długu zaciągniętego u fortuny.
Z często zabawnych wspomnień Illga dowiedzieć się można, co to jest tajemniczy „Turniej garbusów” Miłosza, dlaczego noblista raz w życiu zasnął w butach na kanapce w swoim salonie i co wspólnego z owym zaśnięciem miała Wisława Szymborska. Z kolei wielbiciele noblistki mają szansę dowiedzieć się, komu poetka zazdrościła podróży do szpitala motorówką reanimacyjną na sygnale po weneckich kanałach. I jak – już – w Polsce – zażądała sfotografowania jej pod tablicą miejscowości Nierodzim, argumentując: „Mam już Poronin. To będę miała do kompletu."
Są chwile, kiedy w swych wspomnieniach poważnieje, przechodząc w refleksję, opowiada z nutką rzewności. Pisze o gorzkim smaku samotności, która przez dziesięciolecia towarzyszyła Miłoszowi na emigracji. Relacjonuje jak poeta wysyłał sam do siebie listy, żeby znaleźć coś w skrzynce pocztowej.
Na kartach książki Illg kreśli portrety m.in. Stanisława Barańczaka, ks. Józefa Tischnera, Josifa Brodskiego, Seamusa Heaneya, Normana Daviesa, Leszka Kołakowskiego, Ryszarda Kapuścińskiego, a także swego przyjaciela, poety Bronisława Maja.
Autor Mojego znaku zwierza się czytelnikom, że dziś nie wyobraża sobie iżby w swoim życiu mógł nie poznać tylu ciekawych ludzi i nie uczestniczyć w tylu niezwykłych zdarzeniach. „ A więc, że mógłbym nie uczestniczyć w loteryjkach Wisławy Szymborskiej i nie płynąć z nią w Wenecji na wyspę-cmentarz San Michele na grób Josifa Brodskiego, nie być w Sztokholmie (...) na uroczystościach noblowskich ich obojga – a także Seamusa Heaneya”.